środa, 28 maja 2014

przeczytane (5)

Gdy się żal do świata wiśniami napłoni,
Będę ci chałupę budował w ustroni.

Błyskuńcem siekiery pień rozszczepię w deski,
W szalejącą twardziel wbiję gwóźdź niebieski.

Porozwieram w słońce okna przeciwsenne,
Żeby po pułapie strachy pełzły dzienne.

Przesosnowe progi do twych stóp przymuszę,
A świetlicy każę jaśnieć w twoją duszę.

Poobciosam niebyt tak, że będzie gładki,
I wyryję na nim wzorzyste zagadki.

Ulegnie mym dłoniom niepochwytność świata
I krzepkiego drzewa osoba liściata.

Oczom twym przywłaszczę wszystek las i pole,
Ustom podam w szepcie moją wolną wolę!

Wolną podam wolę na złoconej misie -
Niech panuje światu moje widzimisię!

Niech ci się spodobam groźny, zły i dumny,
Bylebym się w drzewie nie dorąbał trumny!

Bylebym w nicości nie brzęczał jak komar!
Bylebym się w słońcu do Boga nie domarł!


Bolesław Leśmian, Chałupa /Napój cienisty/



poniedziałek, 3 września 2012

południe

Powoli w kierunku bieguna południowego. 
Widziałam wczoraj w lustrze sklepowym słoneczne nitki we włosach. Więc nie tylko ciemność zostawia ślad.

wtorek, 3 kwietnia 2012

przeczytane (4)

„Chodząc tyle po świecie, będzie stopniowo znajdował ukojenie, a kiedy któregoś dnia nie będzie mógł zrobić kroku ze zmęczenia, zrozumie, że nie ma ucieczki od bólu; trzeba go oswoić, żeby nie dokuczał”.

piątek, 30 grudnia 2011

K. / historie prawdziwe (2)

Spotkałam ja w pociągu do Wrocławia. Na dworcu żegnał ją mężczyzna w jej wieku, przytulając i tłumacząc łagodnie: „Pamiętaj że ja Cię bardzo kocham. Przyjadę do Ciebie. Tylko nie rób głupstw.”
Pociąg ruszył, K. zaczęła strasznie płakać. Wyglądało to strasznie: starsza, szczupła kobieta, ubrana w nieokreślonym stylu, ale bardzo starannie. Na podłodze stała torba. Trudno powiedzieć na jak długą i jak odległą podróż została spakowana. K. wyjęła z torby puszkę piwa, ale picie jej jakoś „nie szło”. Zobaczyłam na podłodze pieniądze, które wypadły jej z kieszeni. Odezwałam się. Zapytałam, czy nie potrzebuje pomocy i jeśli tak, to niech daje znać.
„Tak - odpowiedziała - ale nikt nie może mi pomóc, bo nie wiadomo, co i jak można by zrobić. Nic się nie da zrobić.”
Zaczęłam się zastanawiać, jak zawsze w takiej sytuacji, co zrobiłaby M. (która jest mistrzynią rozmów z ludźmi nawet w najdziwniejszych i najtrudniejszych momentach) a potem, czy się do tego „wtrącać”, czy nie.
Powoli zaczęłyśmy rozmawiać, pretekstem stały papierosy, które wyjęła z torebki i położyła na stoliku. Błogosławiony tytoń! Niezwykle praktyczna i prawdziwa jest midraszowa opowieść o tym, jak Bóg stworzył tytoń a ten skarżył się, że jest nikomu niepotrzebny. „Ludzie będą dzięki Tobie ze sobą rozmawiać i błogosławić Ciebie i Twojego stwórcę” -powiedział Pan B.
K. odeszła od męża, z którym mieszkali w L. razem z teściami. Pochodziła ze Śląska. Z teściami (teściową) nie układało się dobrze, teściowa była zazdrosna o to, że K. opiekowała się z oddaniem zniedołężniałym i schorowanym teściem (K. z zawodu jest pielęgniarką). Dochodziło do awantur i wyzwisk. Mąż K. zachował się (stereo)typowo, czyli nie opowiadał się po żadnej ze stron. Ale też nie łagodził konfliktów. Po kilku latach takiego życia K. postanowiła odejść. Kiedy ją spotkałam, była w trakcie podróży trochę „w nieznane”; jechała odwiedzić dzieci mieszkające na Śląsku i siostrę, której nie widziała 20 lat.
Podróż upłynęła nam w rozmowie, spokojnie, K. się rozpogodziła.
„Wszystko będzie dobrze” powiedziałyśmy sobie na pożegnanie.

D. / historie prawdziwe (1)

Wyjechała do pracy w Ameryce, zostawiła w domu pod opieka męża dorastającą córkę i małego synka. Mąż zachorował na raka, czasy były ciężkie i rodzina zawiadomiła ją, że jest chory, ale nie powiedzieli wszystkiego, żeby jej nie martwić. Kiedy było już z nim bardzo źle, napisali, żeby jak najszybciej wracała do domu i podali jakiś inny, ważny powód, dla którego musi natychmiast wracać.
Było piękne letnie popołudnie, wysiadła z samochodu, którym znajomy przywiózł ją z lotniska, zobaczyła dwie swoje siostry myjące okna, ubrane na czarno.
„Coście się tak wystroiły” – zapytała ze śmiechem, zobaczywszy je.
Wtedy dotarło do niej, co mogło się stać, co się stało.
Zaczęła krzyczeć tak głośno, że było ją słychać kilkaset metrów dalej.

wtorek, 27 grudnia 2011

dawne (1)

Szczęście to codzienny trud, układanie elementów układanki, obejmowanie i układanie świata własnymi rękami. W trudzie. Ale i w spokoju ducha. Amen. 

ablucje

Z tamtych czasów na Grodzkiej została mi wielka namiętność do publicznych umywalni, w naszych czasach nijak niepodobnych do tych dawnych „łaźni”: dużych, jasnych, gdzie obracasz się w lewo i prawo, chodzisz, myślisz, nie spieszysz się. Wspominam mile kąpiele na basenie, po pływaniu.
I te zimowe ablucje w kuchni. Gęsto od pary, która wprost szaleje w temperaturze bliskiej zero stopni, gęsia skórka na całym ciele, mróz... Oblewam się garnuszkiem niedawno wrzącej jeszcze wody, która stygnie tu z prędkością światła. W międzyczasie myślisz, planujesz, analizujesz, odbierasz telefon, nastawisz kawę. Słychać przez zamknięte okno rozmowy z ulicy.
Nie znoszę ciasnych łazienek, pseudo – pałaców zatęchłego i nieprzyjemnego powietrza. Ubikacji, gdzie drzwi podchodzą ci pod kolana a sufit prawie dotyka głowy. O mdłości przyprawia mnie, gdy widzę, jak się traktuje te skrzętnie ukrywane, wstydliwe „czynności toaletowe” – obcinanie paznokci, wycinanie odcisków, depilację brwi i wyrywanie pojedynczych włosków z brody lub skądkolwiek. Brzydzi mnie traktowanie ich w ten specyficznie wstydliwy sposób w tzw. „cywilizowanym świecie”.